Rozzuchwalił się październik
Smukłym drzewom w biały dzień
Pozdejmował uniformy zardzewiałe.
Teraz stoją zawstydzone
I w objęciach wiatru drżą
Nie ma rady - to już jesień, proszę Pani.
Zakłopotał się listopad
Trzeba będzie chyba odejść
Łzy w kałużach topi, po rynnach wydzwania.
Zdążę jeszcze się wypłakać
Zanim wpadnie biały grudzień
Nie ma rady - to już jesień, proszę Pana.
Przystajemy, wyczekując
Może słychać szelest wspomnień
O przygodach w wędrowaniu i o lecie.
Zawiedzeni odpływamy
Potokami zmiętych liści
To już jesień, nie ma rady - to już jesień.
To jesień - pora zmierzchów i mgieł
Pora smutnych poetów.
Ta jesień opętała mnie
Życiu na przekór.
Przystajemy, wyczekując
Może słychać szelest wspomnień
O przygodach w wędrowaniu i o lecie.
Zawiedzeni odpływamy
Potokami zmiętych liści
To już jesień, nie ma rady - to już jesień.