Coraz mi bliżej do stacyjki
U której kiedyś Wojtek siedział
Coraz pewniejszy jestem że
Wiem co by dzisiaj mi powiedział
Czuję ten bilet, który ktoś
Wcisnął mu w rękę żeby jechał
Nieważne gdzie, byleby stąd
I żeby przestał się uśmiechać
Znam to czekanie na ten gwizd
Pociągu znienawidzonego
Który zatrzaśnie za mną drzwi
By wieźć mnie od złego do złego
Będzie turkotem zimnych kół
Sen mi wydzierał, choć spać nie chcę
Jawę i marę pół na pół
Mieszał mi zaokiennym deszczem
Jadę, bo jechać lepiej niż żyć
Jadąc zostawiam wszystko w tyle
Jadąc nie muszę życia żyć
Jadąc pofruwam jak motyle
I nie chcę wiedzieć gdzie ta stacja
I czy mam do niej bilet
Lecz wiem, że z życiem głupia gra
Podróżą skończy się za chwilę