Rozwichrzone nad głową sosny rosochate,
biegną niebem chmurki, owieczki skrzydlate.
Senne oko jeziora zda się na wpół drzemie,
kolorowe sady słodkie niosą brzemię.
A nam czegóż to więcej potrzeba,
powiedz nam.
Powiedz nam lesie i drogo piaszczysta,
powiedz nam.
Połoniny zielone, przepastne doliny,
ukwiecone łąki — strojne jak dziewczyny.
Płaczka wierzba przysiadła na przydrożnym rowie,
matka żegnająca ruszających w drogę.
A nam czegóż...
Przemierzamy drożyny jak wędrowne ptaki,
co na niebie kluczem wyznaczają szlaki.
Dokąd, dokąd tak pędzisz uskrzydlony bracie?
Pędzisz nie bez celu — już we krwi to macie.
A czegóż...